poniedziałek, 28 lutego 2022

Rzeź wołyńska

Trochę nierozliczonej historii:
 

"Rzeź wołyńska jest z pewnością jednym z najtragiczniejszych epizodów historii Polski w czasie II wojny światowej. Doświadczony przez brutalne okupacje – niemiecką i sowiecką – naród został podstępnie zaatakowany przez pozornie neutralnego sąsiada. Pozornie, bo choć Ukraińcy nie dysponowali wówczas własnym państwem, nie kryli się z antypolskim poglądami, kierując się pragmatyzmem w doborze sojuszników. Czy zatem Ukraina ma za sobą nazistowską przeszłość, czy też mariaż z hitlerowcami był jedną z form walki o niepodległość? Skąd tak silne antypolskie nastroje, które doprowadziły do rozlewu krwi na ogromną skalą? Czy Wołyń to dzisiaj sprawa zamknięta, czy też wciąż jątrząca się rana, która prawdopodobnie nie zabliźni się nigdy?

Trudne sąsiedztwo

Nie ma się co oszukiwać, nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na wszystkie postawione pytania. Historycy badający sprawę rzezi wołyńskiej od dziesięcioleci nie są dzisiaj zgodni w ocenie wydarzeń. Ich badania i doświadczenia pozwalają jednak na wyciągnięcie szeregu wniosków kluczowych dla zrozumienia tego, co wydarzyło się w latach 1943-1945 i co dzisiaj tak silnie oddziałuje na stosunki polsko-ukraińskie, będąc źródłem dalszych nieporozumień, wzajemnych pretensji i niesłabnących wyrzutów – mimo iż minęło ponad siedemdziesiąt lat o bolesnej, choć wspólnej przeszłości nie da się zapomnieć.

Okres dwudziestolecia międzywojennego był dla Rzeczpospolitej czasem odbudowy po 123 latach zaborczej niewoli. Odradzające się państwo borykało się z licznymi problemami wewnętrznymi, począwszy od tych natury gospodarczej czy ekonomicznej, po te o charakterze socjologicznym i etnicznym. W granicach potężnego, wielokulturowego państwa znalazły się bowiem silne mniejszości narodowe, które mimo związków z Polską nie bały się manifestować odrębności, często w sposób agresywny i przeciwny polityce prowadzonej przez rząd w Warszawie. Trudno się temu dziwić. I Rzeczpospolita, która rozciągała się nieomal od Morza Bałtyckiego po Morze Czarne, skupiała na swoim terenie skrajnie różne narody. Zarząd nad potężnymi włościami sprawowano przy pomocy marchewki i kija, przy czym to drugie wykorzystywano znacznie częściej. Nie było mowy o asymilacji, a przynajmniej nie na wschodnich kresach opanowanych przez wojowniczych kozaków. Przez wieki sytuacja we wschodniej części Rzeczpospolitej stanowiła nierozwiązany i palący problem. Gdy w 1918 roku Polska odzyskała niepodległość, w skład jej terytorium weszły ziemie uznawane za rdzennie ukraińskie. Ukrainie po raz kolejny odmówiono suwerenności, choć zgodnie porozumieniami zawartymi po zakończeniu I wojny światowej Ukraina mogła liczyć na namiastkę samodzielności. Władze II RP nie zamierzały jednak rezygnować z praw do spornych terytoriów, aktywnie uczestnicząc chociażby w obronie Lwowa w 1918 i 1919 roku. W okresie międzywojennym Ukraińcy nie byli w stanie odtworzyć własnej państwowości, choć pojawiały się wówczas różne koncepcje walki o emancypację i wyzwolenie spod jarzma Polski i Związku Sowieckiego. W 1926 roku Dmytro Doncow opublikował rozprawę zatytułowaną „Nacjonalizm”, która stała się swego rodzaju manifestem programowym dla walczących o wojną Ukrainę nacjonalistów. Był to pierwszy tak ważny dokument sankcjonujący koncepcję wyzwolenia ziem ukraińskich przy pomocy walki zbrojnej i fizycznej eksterminacji wszystkich, którzy staną na drodze do odzyskania wolności. Trzy lata później powstał dekalog nacjonalisty wydany przez Stepana Łenkawskiego. Dziesięć przykazań przyjęli później jako swoje członkowie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), szczególnie jej banderowskiego odłamu. OUN utworzono w 1929 roku w Wiedniu jako wojskową organizację, której głównym celem było zbudowanie niepodległego państwa ukraińskiego. Początkowo działalność OUN była wymierzona głównie w przedstawicieli władz polskich. Ukraińcy nacjonaliści dokonywali ataków terrorystycznych, zastraszali ludność, prowadząc przy tym szeroko zakrojone akcje szkoleniowe i propagandowe, co umożliwiało im werbunek oraz zjednywanie Ukraińców do idei budowy państwa i „przegnania” Polaków za Wisłę.

Polskie władze nie pozostawały dłużne. Historyk Instytutu Pamięci Narodowej Grzegorz Motyka słusznie zauważa, iż polityka narodowościowa II RP oparta była na dyskryminacji mniejszości ukraińskiej: „Pomimo formalnego równouprawnienia mniejszości narodowe były jednak traktowane jak obywatele drugiej kategorii. Co w przypadku Ukraińców oznaczało na przykład zastosowanie odpowiedzialności zbiorowej w czasie pacyfikacji 1930 r., zarządzonej w odpowiedzi na sabotaże Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, czy zniszczenie ponad 100 cerkwi prawosławnych na Lubelszczyźnie w 1938 r.” (źródło: wywiad dla „Historia Focus.pl”, rozmawiał Andrzej Fedorowicz). Właśnie to zostało wskazane jako podstawowa przyczyna nastrojów antypolskich na Kresach. Warto zwrócić uwagę, że ukraińskim nacjonalistom sprzyjała wówczas sytuacja geopolityczna. Zbliżający się konflikt europejskich mocarstw byłby bowiem okazją do wybicia się na niepodległość, szczególnie przy dobrze ulokowanych inwestycjach politycznych. Stąd też z dużym zaciekawieniem obserwowali oni rozwój sytuacji we Włoszech i w Niemczech, gdzie doszło do radykalizacji władz państwowych. W połowie lat trzydziestych Niemcy prowadziły już politykę konfrontacji, która zaowocowała najpierw remilitaryzacją Nadrenii, a później aneksją Austrii i Czechosłowacji. Dla ideologów OUN sojusz z Adolfem Hitlerem rodził również możliwość rozprawy ze wspólnym wrogiem – Polską i Związkiem Sowieckim. Co więcej, obie strony łączyła ideologia faszyzmu, choć akurat w przypadku III Rzeszy sojusz z Ukraińcami miał być jedynie przejawem militarnego pragmatyzmu. W gruncie rzeczy Ukraińcy, jako naród słowiański, przeznaczeni byli albo do wyniszczenia, albo do roli niewolników na terytoriach wschodnich, gdzie Niemcy mieli znaleźć mityczną „przestrzeń życiową”.

Ukraińskie nadzieje

Rzeczywiście, po rozpoczęciu kampanii wrześniowej Niemcy nawiązali współpracę z Ukraińcami, tyle że miała ona ograniczony charakter ze względu na zaangażowanie w wojnę Związku Sowieckiego. Józef Stalin nigdy nie zgodziłby się na utworzenie niezależnego państwa ukraińskiego, zwłaszcza gdy wiązałoby się to z koniecznością oddania Ukraińcom przynajmniej części terytoriów wchodzących w skład rządzonego twardą ręką totalitarnego państwa. Warto podkreślić, że w okresie międzywojennym to właśnie na Ukrainie Stalin wdrażał rewolucyjny plan gospodarczy obejmujący kolektywizację rolnictwa, który w gruncie rzeczy był zbrodniczym eksperymentem i wstępem do eksterminacji tamtejszej ludności. „Wielki głód” na Ukrainie kosztował życie co najmniej 3 mln rdzennej ludności. Sam Wołyń w 1939 roku wszedł w skład Związku Sowieckiego na mocy radziecko-niemieckiego porozumienia o podziale zagarniętych Polsce ziem. Sytuacja nie była zatem sprzyjająca, co zresztą doprowadziło do podziałów w łonie OUN, w ramach którego w lutym 1941 roku funkcjonowały dwie frakcje – banderowców i melnykowców. Określenia pochodziły od nazwisk przywódców ugrupowań – Stepana Bandery i Andrija Melnyka. Prezentowali oni odmienne koncepcje walki, różnie zapatrując się chociażby na współpracę z Niemcami. W tym czasie centrum życia OUN zostało przeniesione do Krakowa. Wiosną 1941 roku Ukraińcy, za zgodą Niemców, rozpoczęli tworzenie dwóch batalionów („Nachtigall” oraz „Roland”), które miały wspomagać siły Wehrmachtu. Niemcy zyskiwali dodatkowych żołnierzy, których następnie mogli wykorzystać w walkach na froncie wschodnim. Ukraińcom zależało na stworzeniu przynajmniej zalążka armii uzbrojonej i przeszkolonej przez nazistów. W koncepcji OUN Bandery (OUN-B) miało to gwarantować w przyszłości możliwość wykorzystania żołnierzy w walce o niepodległość, a jednocześnie cementowało przyjaźń z III Rzeszę. Dość naiwnie zakładano, że Berlin zgodzi się w końcu na jakąś formę niepodległości, nie bacząc na eksterminacyjną politykę III Rzeszy względem Żydów i Słowian. Ukraińcy byli zresztą wykorzystywani do pomocy przy prowadzeniu obozów pracy, obozów koncentracyjnych oraz akcji wysiedleńczej wymierzonej w Polaków, w czym prym wiodła ochotnicza policja ukraińska kolaborująca z SS. Przy tej okazji Ukraińcy mogli czerpać pełnymi garściami z wzorców, jakie stanowiła niemiecka machina eksterminacyjna, przyuczając się do późniejszych masowych mordów na Polakach.

Dopiero agresja Niemiec na Związek Radziecki znacząco zmieniła sytuację na Kresach. Ukraińcy ruszyli do walki przeciwko dotychczasowemu ciemiężcy – albo w szeregach Wehrmachtu, albo w charakterze bardzo dobrze zorganizowanej, sprawnie operującej partyzantki. Prym wiodły oddziały OUN-B kierowane przez Banderę. Jego zaangażowanie w walkę z Sowietami przyniosło mu na Ukrainie status bohatera narodowego. Niezależnie od metod i form walki postać ta stanowi ważne historyczne dziedzictwo Ukraińców, symbolizując opór stawiany okupantowi oraz niezłomność w próbach odtworzenia niepodległego państwa. Pierwszą próbę Ukraińcy podjęli już w osiem dni po hitlerowskiej agresji na Związek Radziecki, 30 czerwca 1941roku proklamując niezależny twór państwowy. Na jego czele stanął Jarosław Stećko. Niemcy nie zaakceptowali samowoli ukraińskich nacjonalistów, upatrując w nich zagrożenie dla planów podboju i całkowitego podporządkowania ziem wschodnich. W ich koncepcji „Lebensraum” nie było miejsca dla wolnej, niezależnej Ukrainy, nie było nawet miejsca dla marionetkowego tworu, który mógłby się im przydać do celów propagandowych lub zasilania Wehrmachtu świeżą krwią. Aleksandra Lipka słusznie zwraca uwagę na oderwanie ukraińskich przywódców od realiów geopolitycznych, a przede wszystkim polityki zaborcy: „Naiwna wiara, że Niemcy zaakceptują fakty dokonane nikła wraz z decyzjami o internowaniu Bandery i Stećko, przyłączeniu Małopolski wschodniej i części Wołynia do Generalnego Gubernatorstwa, a z pozostałych terenów stworzeniu Komisariat Rzeszy Ukraina, z Erichem Kochem ('brunatnym carem') jako komisarzem. Ostatecznym dowodem na brak możliwości stworzenia 'samostijnej' Ukrainy były rozmowy w październiku 1941 roku w Berlinie między władzami Rzeszy, a m.in. Ukraińcami, na których kategorycznie zabroniono tworzenia własnej państwowości na wschodnich terenach zdobytych niedawno przez Wehrmacht.” Zostało zatem kontynuowanie obranej drogi i organizacja rosnącej w siłę partyzantki. Ta miała bowiem przejąć ciężar walk i skoncentrować nacjonalistów wokół wyrazistych przywódców i jednej idei, która w ich opinii usprawiedliwiała nawet największe zbrodnie – idei odrodzenia wolnej Ukrainy.

Okazja do zemsty

W 1942 roku sytuacja na froncie wschodnim wydawała się jeszcze stabilna. Niemcy wciąż mieli przewagę strategiczną, choć w drugiej połowie roku ugrzęźli w rejonie Stalingradu i nie byli w stanie poczynić dalszych postępów na ważnym kierunku południowym. W tym czasie OUN prowadziło szeroko zakrojone działania dywersyjne przeciwko Armii Czerwonej. Stopniowo ukraińscy nacjonaliści dochodzili do słusznego wniosku, iż u boku Niemców nie będą w stanie ugrać niepodległości, stąd też zaczęto wycofywać się z sojuszu. Na śmielsze poczynania ukraińskich przywódców Niemcy odpowiadali aresztowaniami czołowych działaczy. Wreszcie latem 1942 roku OUN rozpoczęło przygotowania do sformowania regularnej armii powstańczej. W październiku 1942 roku powstał pierwszy oddział Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), do którego zaczęły dołączać kolejne sotnie w rejonie Polesia i Wołynia. Pierwszym dowódcą organizacji został Serhij Kaczynskyj. W szczytowym okresie rozwoju w 1944 roku UPA liczyła ponad 30 tys. ludzi, prowadząc akcję scaleniową pod egidą banderowskiego OUN. W 1943 roku banderowcy zagrozili nawet rozstrzelaniem wszystkim partyzantom, którzy nie przyłączą się do UPA, prowadząc nawet działania przeciwko melnykowcom. W tym czasie do UPA dołączyli dezerterzy z armii niemieckiej, głównie z formowanej z Ukraińców 14. Dywizji Grenadierów SS oraz zlikwidowanej samoistnie ukraińskiej policji. UPA rosła w siłę i mogła już prowadzić samodzielne działania nakierowane na walkę z trzema wrogami – Niemcami i Sowietami jako potęgami militarnymi mierzącymi się na wschodzie oraz Polakami uważanymi za przedwojennych ciemiężców, a teraz szczególnie wrażliwymi, bo pozbawionymi ochrony regularnej armii.

W lutym 1943 roku Ukraińcy rozpoczęli pierwszą wielką akcję wymierzoną w zamieszkujących na Wołyniu Polaków. Skoordynowanie operacji, jej rozmiary, rozmach, a przede wszystkim błogosławieństwo OUN i UPA każą twierdzić, że było to przygotowane, celowe, zamierzone przedsięwzięcie, a nie spontaniczna akcja ukraińskiej ludności mszczącej się tym samym za krzywdy doznane w okresie międzywojennym. Warto odwołać się do słów cytowanego wcześniej Grzegorza Motyki: „Wyznawana przez członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów – frakcji Bandery (OUN-B) radykalna ideologia nacjonalistyczna – [była] bliska lub wręcz tożsama z faszyzmem. Zakładała, że w walce o niepodległość Ukrainy nie obowiązują żadne zasady etyczne i można dla osiągnięcia tego celu popełnić każdą zbrodnię. Nacjonaliści widzieli też przyszłe państwo jako jednorodne etnicznie.” Już choćby taka deklaracja programowa jednoznacznie określała miejsce Polaków – byli przeznaczeni do wyniszczenia, podobnie jak w niemieckich planach Holocaustu. Dlaczego Wołyń? Głównie ze względu na stosunkowo niski odsetek Polaków wśród ludności województwa sięgający maksymalnie 16 procent. Utrudniało to obronę Polaków (już choćby ich liczebność i dysproporcja sił i środków), a jednocześnie ułatwiało całkowitą fizyczną eksterminację i „oczyszczenie” ziem z obcego elementu. Początkowo Ukraińcy nie planowali tak drastycznego rozwiązania, jednakże na początku lata 1943 roku zaakceptowano plan fizycznego unicestwienia wszystkich Polaków znajdujących się na terenie Wołynia, co z dużą konsekwencją realizowano. Łączna liczba ofiar rzezi do dzisiaj nie została ustalona, możemy opierać się jedynie na szacunkach. Na samym Wołyniu było to co najmniej 60 tys. ludzi zabitych. W pozostałych województwach, gdzie w kolejnych miesiącach Ukraińcy kontynuowali czystki etniczne mogło zginąć jeszcze niemal 50-80 tys. osób (Małopolska, Lubelszczyzna). Dane są oczywiście przerażające, zważywszy na szybkość eksterminacji. Jeszcze bardziej zatrważają relacje dotyczące sposobu przeprowadzania egzekucji na ludności polskiej.

Ukraińcy odznaczali się bowiem niezwykłym, nawet jak na standardy II wojny światowej, okrucieństwem. Relacje świadków, zachowane dowody, ale także wnioski z ekshumacji ofiar jednoznacznie wskazują, iż ukraińskie bojówki stosowały wymyślne metody tortur urągające wszelkim standardom prowadzenia jakichkolwiek działań wojennych. Mordowanym Polakom ucinano kończyny, wydłubywano oczy, rozpruwano wnętrzności. Okrutni kaci nie przebierali w środkach, stosując terror na masową, niespotykaną dotychczas skalę. Szczególnie popularną formą uśmiercania ludności były podpalenia budynków (w tym kościołów), w których tłoczono mieszkańców danej wsi. Stąd też wiele z ataków miało miejsce w niedzielę, gdy ludność zbierała się na msze, koncentrując w jednym punkcie. To ułatwiało Ukraińcom otoczenie budynku i likwidację zgromadzonych. W biuletynie IPN z 2009 roku czytamy m.in.: „Latem i jesienią 1943 r. terror OUN-UPA osiągnął olbrzymie rozmiary. Mordy na ludności polskiej, rozpoczęte w powiatach sarneńskim, kostopolskim, rówieńskim i zdołbunowskim, w czerwcu 1943 r. rozszerzyły się na powiaty dubieński i łucki, w lipcu objęły pow. kowelski, włodzimierski i horochowski, a w sierpniu także pow. lubomelski. Szczególnie krwawy był lipiec 1943 r., a zwłaszcza niedziela 11 lipca 1943 r.” 11 lipca 1943 roku nie bez przyczyny został nazwany „Krwawą Niedzielą”. W tym dniu spacyfikowanych zostało blisko 100 miejscowości. Wiele z nich zrównano z ziemią, ludność wybito całkowicie, a w atakach brali udział ukraińscy chłopi wyposażeni w przyrządy codziennego użytku, które można było wykorzystać w walce – piły, kosy, siekiery, widły, grabie. Naprędce organizowane oddziały polskiej samoobrony nie były w stanie efektywnie przeciwdziałać przeważającemu przeciwnikowi, zwłaszcza gdy ten atakował z zaskoczenia. Eksterminacja ludności polskiej na Wołyniu została zastopowana w pierwszej połowie 1944 roku. Głównym powodem było wyniszczenie znacznej części elementu polskiego. Dodatkowo ciężar działań zbrojnych w wojnie niemiecko-radzieckiej przesunął się na zachód, a Polskie Podziemie coraz skuteczniej przeciwdziałało napadom ukraińskich band, w czym prym wiodły oddziały Armii Krajowej. Łącznie funkcjonowało w tym rejonie 9 silnych grup, które na wiosnę 1944 roku zostały zebrane w 27. Wołyńską Dywizję Piechoty i uczestniczyły aktywnie w Akcji „Burza”.

 

Próba obrony

Historycy wskazują na szereg akcji odwetowych przeprowadzonych w odpowiedzi na rzeź na Kresach Wschodnich. Brali w nich udział cywile, ale także przedstawiciele Polskiego Podziemia. Regularne oddziały Armii Krajowej atakowały nie tylko jednostki OUN i UPA, ale również cywilne obiekty. Palono wsie, zabijano pojedynczych przedstawicieli mniejszości ukraińskiej. Niektóre z ataków towarzyszyły Akcji „Burza” prowadzonej na terenach wschodnich tuż przed wkroczeniem jednostek Armii Czerwonej. Dochodziło także do regularnych starć dwóch partyzantek. Także w tym wypadku warto odwołać się do ustaleń pracowników IPN-u. Grzegorz Motyka podaje dane szacunkowe: „Moim zdaniem, w latach 1943-1948, a więc w całym okresie zbrojnego konfliktu polsko-ukraińskiego, z rąk polskich zginęło 15-20 tys. Ukraińców. Większość z nich stanowiła ludność cywilna, a więc także kobiety i dzieci. Aż 10-12 tys. Ukraińców poniosło śmierć na ziemiach dzisiejszej Polski. Na Wołyniu i w Galicji Wschodniej zginęło zatem prawdopodobnie 3-8 tys. Ukraińców. Jeszcze raz należy podkreślić, że są to tylko dane szacunkowe. Należy je traktować jako punkt wyjścia do dalszych badań. Nie powinny dziwić duże rozpiętości w podawanych liczbach – analogicznie jest przecież w wypadku szacunków polskich strat poniesionych z rąk UPA” („Antypolska akcja OUN-UPA 1943-1944. Fakty i interpretacje”, Warszawa 2002).

 

Rozliczenie

Śledztwa dotyczące rzezi wołyńskiej były prowadzone równolegle przez różne jednostki Instytutu Pamięci Narodowej. Ze względów historyczno-politycznych zainicjowano je dopiero po 1989 roku. Jak czytamy na oficjalnym portalu IPN poświęconym zbrodni: „Są one kwalifikowane jako zbrodnia ludobójstwa. Podstawą prawną tych śledztw jest art. 118 § 1 kodeksu karnego z 1997 r., który wprowadził do polskiego prawa wewnętrznego pojęcie ludobójstwa. Zgodnie z konwencją ONZ w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa z 1948 r. definiowane jest ono jako czyn „dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych, jako takich”. W nauce polskiej Zbrodnia Wołyńska jest też określana mianem ludobójczej czystki etnicznej, zbrodni lub rzezi wołyńskiej (bądź wołyńsko-galicyjskiej).” W celu zapoznania się ze szczegółowym opisem wyników śledztwa, jak również przebiegiem samej rzezi wołyńskiej warto zapoznać się z IPN-owskim portalem „Zbrodnia wołyńska”. Na podstawie dokumentów zgromadzonych po latach przez IPN oraz polskich historyków można także dokonać oceny odpowiedzialności poszczególnych dowódców OUN i UPA. Największą winą za zbrodnie należy obarczyć bezpośrednich wykonawców akcji pacyfikacyjnych. Trzeba natomiast podkreślić, że winę ponoszą także wysocy dygnitarze obydwu organizacji, w tym dowodzący poszczególnymi oddziałami. Wśród inspiratorów akcji wymienia się chociażby Romana Szuchewycza, Petro Olijnyka, Dmytro Klaczkiwskiego, Wasyla Iwachowa i Iwana Łytwynczuka. Klaczkiwski, dowódca UPa-Północ jest bezpośrednim rozkazodawcą, który nakazał mordowanie Polaków na terenie Wołynia. Po latach szczególnie bulwersujący wydaje się fakt, iż niepodległe państwo ukraińskie utworzone po upadku Związku Radzieckiego nie potrafiło potępić antypolskich działań ludzi takich jak Szuchewycz i Klaczkiwski, a w wielu miejscach są oni traktowani jak bohaterowie, którym stawia się pomniki. Tego typu gesty są w Polsce słusznie odbierane jako przejawy wrogości oraz próby rozdrapywania niezabliźnionych wciąż ran.

Na przeciwległym biegunie znajdują się wszyscy Ukraińcy, którzy pomagali mordowanym Polakom. Naród ukraiński nie był bowiem jednolity w podejściu do sąsiadów. W wielu wypadkach ludność odmawiała współpracy z OUN i UPA, często z narażeniem własnego życia decydując się na chronienie Polaków przed eksterminacją. Historię sąsiedzkiej pomocy dokumentował m.in. Witold Szabłowski w reportażu „Sprawiedliwi zdrajcy”, udowadniając, że historycy nie powinni ulegać zgubnej tendencji do generalizacji i patrzenia na grupy etniczne przez pryzmat zbrodni popełnianych przez przedstawicieli poszczególnych państw. Należy oczywiście docenić wkład Ukraińców w ratowanie Polaków, nie zapominając jednak, że takie postawy były niewielkim wycinkiem tego, co działo się na Wołyniu i sąsiednich województwach w latach 1943-44.

Po zakończeniu II wojny światowej komunistyczne władze silnie przeciwdziałały UPA, starając się zlikwidować ukraiński element nacjonalistyczny. UPA uważano za organizację wywrotową, która zagrażała jedności Związku Sowieckiego. Także na terytorium Polski silnie przeciwdziałano tendencjom odśrodkowym. Tego typu działania były motywowane wciąż świeżą pamięcią o zbrodniach popełnianych przez Ukraińców. W latach 1947-1950 przeprowadzono akcję „Wisła”, której głównym celem było zniszczenie OUN i UPA przy jednoczesnym masowym przesiedleniu ludności ukraińskiej, łemkowskiej, białoruskiej z obszarów Polski wschodniej i południowo-wschodniej (głównie Lubelszczyzna) na tzw. Ziemie Odzyskane, a więc terytoria odebrane Niemcom po II wojnie światowej. W okresie III RP akcja „Wisła” została wielokrotnie potępiona jako przejaw funkcjonowania totalitarnego państwa. Za jej przeprowadzenie przepraszał m.in. prezydent Aleksander Kwaśniewski.

W dzisiejszym świecie nie ma jednej uniwersalnej historii. Historia to element gry, ważna część dyplomacji, element narodowej tożsamości i dziedzictwa. Nie da się stworzyć jej obiektywnej wersji, nawet gdy weźmiemy pod uwagę racje obu stron. Rzeź wołyńska była ogromną tragedią i katastrofą, nie tylko dla polskiej ludności, ale i państwa polskiego. W czasie eksterminacji fizycznie unicestwiono setki tysięcy Polaków, a wraz z nimi zniszczono wiele wieków polskiej kultury budowanej na Kresach. Destrukcji uległy także więzi, które łączyły Polaków i Ukraińców zamieszkujących te tereny od kilkuset lat. Dobrosąsiedzkie stosunki miały nie wrócić już nigdy. Pamięć o bolesnych wydarzeniach jest jednym z obowiązków obydwu krajów – dzisiaj już wolnych, niepodległych, realizujących plan odbudowy przyjacielskich relacji w duchu solidarności i przebaczenia. Okropieństwa wojny nie powinny stanowić rozgrzeszenia dla bestialskich mordów dokonanych na niewinnych ludziach. Stąd też przebaczenie nie może być oparte na próbach racjonalizowania eksterminacji Polaków, bo dla takiej zwyczajnie nie ma usprawiedliwienia. Warto natomiast pamiętać o ogromnej daninie krwi, którą Polacy złożyli na Kresach, o ofiarach bezmyślnych zbrodni, a przy tym nie zapominać o krzywdach, które z rąk Polaków mogli wycierpieć Ukraińcy. I, co trzeba podkreślić, budować współcześnie wzajemne relacje w oparciu o prawdę historyczną, przyznanie się do win i zerwanie z odwoływaniem się do wojennej retoryki, która niegdyś doprowadziła do tak wielkiej tragedii. Spadkobiercy odpowiedzialnych za rzeź wołyńską, w bezpośredni, ale i bezrefleksyjny sposób nawiązujący do tradycji OUN nie powinni mieć miejsca w przestrzeni publicznej. Dla dobra obu stron, a przede wszystkim przez wzgląd na pamięć o pomordowanych.

 
 
 

niedziela, 27 lutego 2022

Rząd zamierza oddać zarządzanie Polakami Ukraińcom?

Polacy, czy podoba Wam się opcja bycia zarządzanymi przez Ukraińców?
Polecam gorąco poniższy artykuł:
 

"W ubiegłym roku min. Gowin zasłynął wypowiedzią o tym, że skutkiem marca 1968 r. było „kolejne zerwanie ciągłości polskiej nauki”, jako że w wyniku antysemickich czystek z Polski wyemigrowało ok. 15 tys. Żydów bądź osób pochodzenia żydowskiego a wśród nich było ok. 500 pracowników naukowych, ok. 1000 studentów, https://dzieje.pl/wideo/wicepremier-gowin-skutkiem-marca-1968-r-bylo-zerwanie-ciaglosci-polskiej-nauki

Ponadto Gowin podkreślał, że „Marzec 1968 r. stał się pretekstem nie tylko do czystek antysemickich, ale również pretekstem do uderzenia we wszystkich, którzy byli wierni tradycji niezależności akademickiej, dążenia do prawdy ponad podziałami ideologicznymi” .

Jarosław Gowin (rocznik 1961), mimo że chodził wówczas zapewne jeszcze w krótkich spodenkach, tak te wydarzenia interpretuje, pomijając przykłady które winien znać z okresu kiedy zaczął chodzić w długich spodniach i był m. in. działaczem NZS a w końcu ministrem. Winien bowiem znać jako minister, że wśród wypędzonych z uniwersytetów było wielu tych, którzy zasłużyli się dla instalacji systemu komunistycznego w Polsce, także w strukturach akademickich i za swoje czyny winni odpowiadać w państwie prawa, a nie odpowiadali ani wówczas, ani do dnia dzisiejszego. Niektórzy z nich w III RP gościli na polskich uczelniach i nie można było przeciwko temu protestować ! Zygmunt Bauman może być symbolem tej elity, której tak min. Gowinowi zdaje się brakuje ?

Ciągłość tych elit nie została jednak brutalnie przerwana, jak się podnosi, gdyż elity czerwonej zarazy, jak to widzimy lepiej w dniu dzisiejszym, uległy transformacji w elity zarazy tęczowej, mimo strat osobowych jakie dotknęły nasze uniwersytety.

Kontrast z czystkami akademickimi roku 1986, o których minister milczał w ich 30 rocznicę i milczy nadal, nad wyraz jest widoczny. To ta czystka, a nie ta z roku 1968 r. dotknęła przede wszystkim tych, którzy byli wierni niezależności akademickiej i dążeniu do prawdy a min. Gowinowi jakby na tych wypędzonych nie zależało, a raczej jakby mu zależało na tym, aby o tych czystkach, wypędzaniach z uniwersytetów, i to nieraz dożywotnich, nikt nic nie wiedział. Nie widzi chyba przydatności takich akademików, niewygodnych dla komunistów, do formowania elit w czasach III RP, zresztą opozycja antykomunistyczna – także ! .

Wielokrotnie o tej zapomnianej wielkiej czystce akademickiej, pozamerytorycznej, uwarunkowanej politycznie, pisałem [ https://lustronauki.wordpress.com/2019/01/17/zapomniana-wielka-czystka-akademicka/ ] i informowałem o niej  szeroko, również min. Gowina. Bez skutku !

Minister przyjął podobną postawę jak wielu historyków, a także wielu uważających się za antykomunistów a nawet za takich uważanych – pełna zmowa milczenia.

Do tej pory nie znamy zakresu tych czystek a nawet ich sprawców, a także ofiar, którzy jak zostali wypędzeni, wyklęci ze środowiska akademickiego, tak i pozostali na tych samych pozycjach, bo stanowili zagrożenie tak dla elit czerwonej zarazy, jak i elit zarazy tęczowej. Nikt takich nie chciał/nie chce aby nie wpływali negatywnie na młodzież akademicką, na należyte, postępowe formowanie elit, czy to w kolorze czerwonym, czy tęczowym.

Ciągłość metod formowania elit – uderzająca.

Niewątpliwie, jak widać to najlepiej po latach, tak czystka roku 1968, jak i 1986 nie przerwała ciągłości elit czerwonych, a czystka r. 1986 jeno ułatwiła ich przekształcenie w elity wielobarwne, bo proces postępu akademickiego III RP tak je ubogacił w kolory.

Nikt z beneficjentów czystek nie protestuje jak rektorzy akademickich szkół polskich jednomyślnie potępiają tych, którzy występują w obronie świata wartości ulegającego degradacji.https://blogjw.wordpress.com/2019/09/02/rektorzy-po-ciemnej-stronie-mocy/ . Nikt nie zwalnia rektorów z ich funkcji, choć takimi działaniami negatywnie wpływają na młodzież akademicką.

Co więcej min. Gowin dyplomatycznie milczy, choć sam swoją reformą doprowadził do wzmocnienia władzy rektorów na drodze do stworzenia systemu formowania elit, co jest jego marzeniem  http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C414253%2Cgowin-moim-marzeniem-jest-stworzenie-systemu-formacji-elit.html .

Ostatnio na Forum Ekonomicznym w Krynicy min. Gowin wskazał kierunek ubogacenia się Polski w elity mówiąc „ w Polsce pracuje dziś ponad milion Ukraińców wykonujących relatywnie proste prace, powinniśmy zacząć walczyć o ukraińskich lekarzy, informatyków, naukowców „ https://medianarodowe.com/gowin-wprost-o-sciaganiu-ukraincow-do-polski-moga-byc-przyszlymi-przywodcami/ , czyli jak można zrozumieć, co wcale nie jest takie łatwe, przyszłą polską elitą będą również Ukraińcy?

Dlaczego min. Gowin, podobnie jak jego poprzednicy, nie zaczął nawet walki o polskich naukowców wypędzonych z polskich uczelni w czasach czerwonej zarazy i jej transformacji w zarazę tęczową, a nawołuje do walki o naukowców ukraińskich, którzy do elity światowej bynajmniej nie należą ? Co więcej Ukraina ma poważne problemy ze swoimi elitami, a właściwie z ich brakiem.

Niestety u nas, mimo rozlicznych walk, front akademicki właściwie nie istnieje. Nikt nie walczy o likwidację standardów komunistycznych w formowaniu elit, które przetrwały mimo medialnego upadku komunizmu i były/są utrwalane także przez obóz solidarnościowo-niepodległościowy.

Także ‚nasze’ media, ,nasze, organizacje pozarządowe, takich tematów nawet nie podejmują, jakby mechanizmy formowania elit nie stanowiły tematu interesującego. Nikomu nawet nie wadzi, że komunizmu, ani stanu wojennego nie ma w historii elitarnej polskiej uczelni !

Jednocześnie trzeba przyznać trafną diagnozę ministra Gowina jeśli chodzi o polskie środowisko akademickie. Jest dużo większe zainteresowanie polskich naukowców, żeby wracać z zagranicznych uczelni, niż zainteresowanie polskich uczelni, żeby ich przyjmować – opowiadał wicepremier Jarosław Gowin. – Świat akademicki boi się wpuszczenia do tego swojego zatęchłego bajorka młodych szczupaków albo i rekinów, które sobie dobrze dają radę w nauce światowej. Jest jeszcze wiele barier mentalnych, które musimy pokonać, żeby młodzi Polacy chętniej wracali do Polski – kwitował minister

Ta diagnoza nie różni się od mojej, przedstawianej od lat, a nawet wieków, ale ani minister Gowin, ani jego poprzednicy, jakoś nic/niewiele zrobili aby było inaczej.

Przecież min. Gowin znając sytuację w polskim, rodzimym środowisku akademickim cały czas podkreślał, że jego reforma wychodzi naprzeciw oczekiwaniom tego środowiska i właściwie jest przez to środowisko tworzona. Miał więc świadomość tego, że to środowisko, beneficjenci komunistycznej, negatywnej selekcji kadr, nic nie zmieni w fundamentach systemu akademickiego.

Minister nie powołał ani jednego zespołu z polskiej diaspory akademickiej, aby przygotował projekt zmian w systemie,  takich aby polscy naukowcy z zagranicznych uczelni mogli wracać do Polski. Jakoś swoich barier mentalnych minister nie pokonał, aby stworzyć reformę przyjazną dla elit do tej pory pozostających poza polskim systemem akademickim.

Tym samym pozostaje mu apelować aby elity do zarządzania Polską czerpać z zasobów ukraińskich [sic !] na co po prostu brakuje słów.

Czy przy takich koncepcjach Polska tak naprawdę wybije się na Niepodległość ?"

 
 
Nie wiem jak Wy, Polacy, ale ja się nie zgadzam, aby mną pomiatali obcy - Ukraińcy czy Żydzi. 
 
Mam przykład do jakiej podłości są zdolni Żydzi w moim powiecie, gdzie dwóch z lokalnych urzędasów żydowskiego pochodzenia doprowadziło do zniszczenia moich wieloletnich hodowli zwierząt i praktycznie zrujnowania mojego gospodarstwa. :(((
 
Indianka
 
 

piątek, 25 lutego 2022

Powstał pierwszy w Polsce Społeczny Bank Nasion

ZAKAZ sprzedaży i rozdawania nasion

Siewy lutowe 2022

Posiałam dziś:
 
Seler korzeniowy
Seler liściowy
Kapustę wczesną
Paprykę słodką czerwoną
Pietruszkę liściową
 
Indianka siewna :)

Pomoc dla koni i krów z Ukrainy oraz ukraińskiej rodziny

Pomoc dla koni i krów z Ukrainy

 
Przyjmę 10-20 koni i krów na gospodarstwo na Mazurach Garbatych, Województwo Warmińsko-Mazurskie, Powiat Olecki, Gmina Kowale Oleckie, wioska Czukty 1

Z uszanowaniem,
hodowczyni Izabella Redlarska
+48506200135
Rancho(@)adres.pl
Numer Gadu Gadu: 74694335
 
W odpowiedzi na ogłoszenia z tej strony:
 
Pomoc dla koni w Ukrainie | Facebook
https://www.facebook.com/groups/1163305924474696/
 
oraz w odpowiedzi na:
 
Jeśli mógłbyś przyjąć do siebie rodziny i ludzi, których już znamy – skontaktuj się! Jeśli chcesz udzielić azylu zwierzakom z Ukrainy – koniecznie skontaktuj się z nami, tworzymy już największą bazę adresów domów dla zwierząt z Ukrainy. Możesz zgłosić chęć pomocy pod numer 518 569 487 lub 535 162 322 lub na adres: kontakt@centaurus.org.pl
 
ps. Miejsce dla rodziny się też znajdzie, ale to trzeba by omówić, bo warunki mieszkalne są raczej trudne - dom wymaga remontu. Latem jest znacznie łatwiej, bo dodatkowo można  korzystać ze strychu stajni. 
 
Najchętniej to bym przyjęła osoby, które świetnie jeżdżą konno i potrafią układać i trenować konie oraz osoby, które potrafią remontować domy i budynki gospodarcze. 

Pomoc dla koni i krów z Ukrainy

Przyjmę 10-20 koni i krów na gospodarstwo na Mazurach Garbatych, Województwo Warmińsko-Mazurskie, Powiat Olecki, Gmina Kowale Oleckie, wioska Czukty 1

Z uszanowaniem,
hodowczyni Izabella Redlarska
+48506200135
Rancho(@)adres.pl
Numer Gadu Gadu: 74694335
 
W odpowiedzi na ogłoszenia z tej strony:
 
Pomoc dla koni w Ukrainie | Facebook
https://www.facebook.com/groups/1163305924474696/
 
 
 
 
 

niedziela, 13 lutego 2022

"Robię to za darmo"

Kłamczucha z fundacji Molosy Adopcje, Elżbieta Kozłowska, w roku 2018 kradnąc moje zwierzęta darła ryja, że ona nie zajmuje się wywożeniem cudzych zwierząt za darmo, w sensie, że nie zarabia na tym procederze.
 
Pokaż kłamczucho rachunki jakie wystawiłaś, na kilkadziesiąt tysięcy złotych!!!
 
fragment Ustawy o Ochronie Zwierząt na podstawie której oszustka wywozi cudze zwierzęta i zarabia na nich: (czerwone wpisy to moje uwagi)
 
Art. 7. 1. Zwierzę traktowane w sposób określony w art. 6 ust. 2 może być czasowo odebrane właścicielowi lub opiekunowi na podstawie decyzji wójta (burmistrza, prezydenta miasta) właściwego ze względu na miejsce pobytu zwierzęcia i przekazane:
 
Kozłowska tej decyzji wójta nie miała ani w roku 2018, ani w roku 2019, a zwierzęta moje wywiozła wbrew mojej woli i na moją szkodę i szkodę zwierząt.
 
1) schronisku dla zwierząt, jeżeli jest to zwierzę domowe lub laboratoryjne, lub
 
2) gospodarstwu rolnemu wskazanemu przez wójta (burmistrza, prezydenta miasta), jeżeli jest to zwierzę gospodarskie, lub
 
kolega wójta dostał w prezencie za darmo moje zwierzęta (owce i kozy) i jeszcze mu gmina wypłaca po 7000 złotych miesięcznie (chcą te pieniądze ode mnie wyłudzić jeśli przegram sprawę, a wójt tak poprowadził sprawę administracyjną, abym ją przegrała - nie przesłuchał moich świadków i nie rozpoznał moich dowodów).
 
3) ogrodowi zoologicznemu lub schronisku dla zwierząt, jeżeli jest to zwierzę wykorzystywane do celów rozrywkowych, widowiskowych, filmowych, sportowych lub utrzymywane w ogrodach zoologicznych. 1a.
 
Decyzja, o której mowa w ust. 1, podejmowana jest z urzędu po uzyskaniu informacji od Policji, straży gminnej, lekarza weterynarii lub upoważnionego przedstawiciela organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt.
 
Decyzję podejmują podstawieni ludzie wójta, przez niego opłacani oraz fundacja napuszczona na rolnika.
 
Decyzję podejmują na podstawie swojego widzimisię, naciągając grubo fakty, kłamiąc na temat kondycji zwierząt i ich dobrostanu. 
 
1b. Przekazanie zwierzęcia, o którym mowa w ust. 1, następuje za zgodą podmiotu, któremu zwierzę ma być przekazane.
 
A gdzie zgoda podmiotu, któremu jego własność prywatna, jego zwierzę jest odbierane???!!!
A co z moim konstytucyjnym prawem własności??? Przestało kurwa istnieć???
 
W przypadku braku zgody, o której mowa w ust. 1b, lub wystąpienia innych okoliczności uniemożliwiających przekazanie zwierzęcia podmiotom, o których mowa w ust. 1,
 
zwierzę może zostać nieodpłatnie przekazane innej osobie prawnej lub jednostce organizacyjnej nieposiadającej osobowości prawnej albo osobie fizycznej, która zapewni mu właściwą opiekę.
 
 
Słowo "niedpłatnie" wprowadza w błąd, bo za wywiezienia zwierzęcia słono tysiącami płaci właściciel, a także za przetrzymywanie zwierząt latami u zbirów, którzy go okradli.
 
Zwierzę rolnika jest przekazywane za darmo świadkującemu w sądzie przeciwko rolnikowi klientowi fundacji vel wolontariuszowi, przywiezionemu przez cwaniarę z fundacji Molosy Adopcje, aby składał fałszywe zeznania na szkodę właścicielki zwierząt.
 
Świadek fundacji ma mocną, bo materialną motywację, by kłamać, bo jak przekonywująco nakłamie, to zwierzę mu się dostanie za darmo. 
 
2. Decyzja, o której mowa w ust. 1, podlega natychmiastowemu wykonaniu.
 
2a. Od decyzji, o której mowa w ust. 1, przysługuje prawo wniesienia odwołania do samorządowego kolegium odwoławczego w terminie 3 dni od daty doręczenia decyzji.
 
Ledwo 3 dni na otrzęsienie się z szoku i reakcję. Fundacje zadbały o to, by czas był tak krótki, aby żaden rolnik czy hodowca nie był w stanie zareagować po kradzieży zwierząt i by termin na odwołanie mu przepadł!
 
Samorządowe kolegium odwoławcze rozpoznaje odwołanie w terminie 7 dni.
 
3. W przypadkach niecierpiących zwłoki, gdy dalsze pozostawanie zwierzęcia u dotychczasowego właściciela lub opiekuna zagraża jego życiu lub zdrowiu, policjant, strażnik gminny lub upoważniony przedstawiciel organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, odbiera mu zwierzę, zawiadamiając o tym niezwłocznie wójta (burmistrza, prezydenta miasta), celem podjęcia decyzji w przedmiocie odebrania zwierzęcia.
 
W żadnym wypadku - ani w 2018, ani w 2019 - żadne moje zwierzę nie było zagrożone, a oni je nielegalnie wywieźli paląc głupa i strasząc mnie kajdankami w 2018, a zakuwając w kajdanki w 2019.
 
4. W przypadkach, o których mowa w ust. 1 i 3, kosztami transportu, utrzymania i koniecznego leczenia zwierzęcia obciąża się jego dotychczasowego właściciela lub opiekuna. 
 
I o to tutaj chodzi - po to wymyślili rzekome znęcanie/zaniedbywanie, aby przejąć moje zwierzęta i gospodarstwo. To mafia.
 
Wystawili rachunek na kilkadziesiąt tysięcy (być może już kilkaset) i na tej podstawie pozbawią mnie domu, dachu na głową. Zlicytują mój dom, moje gospodarstwo i je przejmą.
Dla mnie zaplanowali zakład psychiatryczny. :(((
 
Izabella INDIANKA Redlarska
Hodowca Niezłomny
Rzecznik Praw Hodowcy
 
 

niedziela, 6 lutego 2022

Złodziejka moich zwierząt zoperowała sobie gębę

Ostrzegam rolników, ta, co mnie okradła ze zwierząt zmieniła operacyjnie swoją gębę, by nikt jej nie rozpoznał. To wciąż ta sama Elżbieta Kozłowska, która kradnie zwierzęta właścicielskie z podwórka i łąki. Nie wpuszczać na podwórko!
 
To straszna terrorystka, zastraszająca i poniżająca właścicieli zwierząt, za swój cel najchętniej obiera samotne rolniczki. Można się po niej spodziewać brutalnych ataków słownych i fizycznych.